środa, 28 grudnia 2016

W Styczniu jedziemy do Dublinu!

Szesnastego stycznia jadę do Dublinu na 4 dni. Nie jest to wiele i pewnie gdybym chciała zostałabym na dłużej ale muszę oszczędzać więc te kilka dni musi mi wystarczyć.
W planach jest spotkać Brendana, rozejrzeć się po mieście i moja wycieczka autokarowa do Irlandii Północnej,  którą po promocyjnej cenie kupiłam na Groupon. Wiem że wielu z was podróżujących powie że to żadna Podróż jadąc autokarem mając wszystko z góry zaplanowane ale w tej sytuacji mając mocno ograniczony czas a chcąc zobaczyć jak najwięcej nie miałam zbyt wielkiego wyboru tym bardziej że tu w ekspresowym tempie zobaczę całkiem sporo. No i przeglądając zdjęcia i relacje innych osób z tych miejsc to wydaje się całkiem ciekawy wybór. Zobaczymy czy nie przereklamowany,  bo i tak może się zdarzyć... 😉
Zabukowałam hostel, za £30 za całość ale kilka dni później znalazłam ofertę innego hostelu za £25 za cały pobyt z włączonym śniadaniem i mój wewnętrzny dusigrosz kazał mi przebukować, więc tak zrobiłam - zawsze to zaoszczędzone piątka 😊. Fart chciał, że kilka dni później znalazłam inny hostel za £13 za 3 noce ze śniadaniem i koniec końców, że cena dostępna była tylko w przedsprzedaży, to zapłaciłam i tam będę spać.
Kogokolwiek zapytasz o Dublin słyszysz same dobre rzeczy i wszyscy się zachwycają,  więc coś musi w tym być, ale ja jakoś mam ochotę wypatrzyć te brzydkie detale.  Przypuszczam że 4 dni to za mało, o wiele za mało, no ale pobawmy się trochę w szpiega i spróbujmy coś znaleźć.  To taki wstępny plan,  choć jak sama już wiem,  moje plany samoistnie się zmieniają.  Za bardzo spontanicznie podejmuje decyzje.  Hiszpania miała stać pod znakiem flamenco a jak się okazało to nawet się o to nie otarłam a jedynie udało mi się zrobić mega kiepskie zdjęcia sukni na wystawie, którego nawet nie opublikowałam, ale nic straconego, bo zamiast tego spotkałam grupę ciekawych ludzi i przeżyłam inne rzeczy, których w ogóle nie było w planie.
Czasem warto dać się ponieść i chyba to właśnie jest najważniejsze w tej sytuacji :)

wtorek, 20 grudnia 2016

Cueva de Nerja -Jaskinia w Nerja

Przejrzałam jeszcze raz posty i zauważyłam, że brakuje wpisu na temat jaskini w Nerja. W planach była jaskinia i miasto, ale ze względu na moje paskudne samopoczucie i przeziębienie musiałam sobie odpuścić Balkon Europy. Przynajmniej będzie co zwiedzać następnym razem. :)

Cueva de Nerja to jedna z największych atrakcji turystycznych wybrzeża Costa del Sol.
Odkryta w 1959 roku przez pięciu miejscowych chłopców, którzy z ciekawości przedostali się przez wyłom skalny zwany "La mina de cementerio" - "Cmentarna Kopalnia" , żeby oglądać stada nietoperzy. Jak się okazało, jaskinie nigdy wcześniej nie były przez nikogo odwiedzane, więc chłopcy jako pierwsi mogli zobaczyć ogromne formacje skalne, stalaktyty, stalagmity a także natrafili na dwa ludzkie szkielety sprzed tysięcy lat.
Kilka dni później powrócili do jaskiń z dwoma swoimi nauczycielami, którzy zweryfikowali wartość odkrycia, a niedługo potem zorganizowano ekspedycję badawczą.
Kolejne badania wykazały niesamowicie unikalną faunę i florę tego miejsca, z których gatunki nie mogą żyć nigdzie indziej poza tą jaskinią. Odkryto również galerie malowideł ściennych, przy czym niektóre z nich w najbardziej niedostępnych miejscach. Większość ze znalezisk archeologicznych jest udostępniona dla turystów w muzeum w centrum miasta.

To tak z grubsza, żeby wprowadzić w temat, a nie zanudzić. Tych bardziej zainteresowanych odsyłam do stron internetowych fundacji Cueva de Nerja i do "wujka google", a informacji w internecie jest całkiem sporo na ten temat.

Wrażenie jakie zrobiła na mnie ta jaskinia zapierało dech w piersiach. Przestrzenie wewnątrz
są ogromne. Niektóre słupy skalne przybrały kształty jakich nigdy w życiu nie widziałam. Niektóre z nich przypominają wodospady, inne organy kościelne... Szkoda, że nie można robić zdjęć z fleszem, a bez lampy błyskowej tak na prawdę niewiele widać.
Jeśli kiedyś będziecie na Costa del Sol to naprawdę polecam to miejsce, bo warto, nawet jeśli nie jesteście fanami geologii, to sam widok jest wart zobaczenia.

Proszę wybaczyć jakość zdjęć, ale jak już wspomniałam, warunki raczej trudne, a ze mnie też nie jest najlepszy fotograf :)







czwartek, 15 grudnia 2016

Pożegnanie z Hiszpanią



Czas wracać do domu. Siedem dni pełnych śmiechu, wina i dobrej muzyki minęło szybko i trzeba wracać do rzeczywistości. Tak tez pożegnałam grupkę fantastycznych osób, z którymi spędziłam większość tego czasu, wymieniliśmy się kontaktami i obiecaliśmy sobie, że jeszcze się spotkamy, jeśli nie w Hiszpanii to gdzieś indziej - kiedy i gdzie? nie wiadomo, właściwie to nie wiadomo czy w ogóle jeszcze, ale to nic, bo jedno jest pewne - na zawsze pozostaną mi cudowne wspomnienia z tych wakacji i kolejne historie do opowiedzenia.
Przeglądam zdjęcia ze wspólnych spacerów brzegiem morza, kiedy szczęśliwi i beztroscy cieszyliśmy się południowym słońcem; nagrania z wieczornych spotkań na poddaszu hostelu, gdzie piliśmy wino i śpiewaliśmy przy dźwiękach gitary. Miło się wspomina i chciałoby się zatrzymać ten czas, ale trzeba iść do przodu i nawet jeśli nie uda nam się znów spotkać, to na pewno pojawią się na naszej drodze nowi ludzie, po których pozostaną kolejne wspomnienia.
Tym czasem chciałabym pozdrowić całą tą wesołą kompanię z mojego hostelu i życzyć im wielu nowych przygód i wspaniałych przeżyć, aby zawsze było co wspominać.




















piątek, 9 grudnia 2016

Trzy dni w Hiszpanii :)

Minęły trzy dni od mojego przyjazdu do Malagi i nie miałam czasu pisać na bieżąco. Teraz już uzbierało się całkiem sporo więc mogę trochę opowiedzieć.


Dzień 1
Po przylocie i zameldowaniu się w hostelu w samym centrum Malagi poszłam na spacer po mieście. Miasto jest urocze i łatwo się zakochać, a zgubić jeszcze łatwiej w tym labiryncie wąskich uliczek.
Chodząc po mieście zarówno w pierwszy i drugi dzień zauważyłam ciekawą zależność - jeśli trzymasz się szerokich alei i głównych ulic masz wrażenie, że nic się tu nie dzieje i jest raczej pusto, dopiero kiedy zboczysz z trasy i skręcisz w większość z tych wąskich, z pozoru nijakich uliczek znajdziesz całe tłumy ludzi, najlepsze winiarnie i restauracje.
 Ja mam to szczęście, że mam tu dobrego znajomego, który przez dwa wieczory mnie oprowadzał i pokazywał jak wygląda życie w Maladze, tym bardziej, że tak na prawdę zaczyna się ono po zmroku.
Sergio pokazał mi również kilka ciekawych miejsc, takich jak Alcazaba - zamek i Teatro Romano, czy dom Picassa i jego statuę 'siedzącą' na ławce przed domem. Odwiedziliśmy również fantastyczną malusieńką winiarnię, gdzie spróbowałam chyba najlepszego jak dotąd wina w moim życiu i niestety bez mojego przewodnika nigdy więcej tam nie trafię, tym bardziej, że nawet nie pamiętam nazwy ulicy.

Dzień 2
Miałam wolny dzień zanim miałam się spotkać z Sergiem na kolejną część wycieczki po mieście, więc postanowiłam odwiedzić moje znajome miasteczko, w którym spędziłam 3 lata temu 3 cudowne miesiące - Torremolinos i sąsiadującą mu Benalmadenę, a konkretniej port. Niewiele tam się zmieniło tak naprawdę i jest pięknie jak dawniej. Wróciło wiele dobrych wspomnień i bardzo się cieszę, że mogłam tam znów być. Zafundowałam sobie długi, spokojny spacer, zwłaszcza, że pogoda była przepiękna i trochę żałowałam, że nie miałam krótkich spodenek bo było na prawdę gorąco i dużo cieplej niż w Maladze.

Dzień 3 - dzisiaj
 W planach miałam jechać na wycieczkę, więc miała być Nerja i jaskinie. Niestety spóźniłam się kilka minut na autobus, a następny miał być za godzinę, podjęłam szybką decyzję i zdecydowałam się jechać do Mijas, głównie dlatego, że autobus częściej jeździ, no ale wycieczka była super.
Mijas pueblo jest znane z tzw. 'burro taxi', czyli 'osiołkowe taksówki'. Lokalni mieszkańcy udostępniają zwierzaki turystom i prowadzą wycieczki dookoła pueblo. Opcje są dwie: 1. taki rodzaj rikszy do którego zaprzężony jest osiołek albo 2 okrakiem na grzbiecie.
 Ja zdecydowałam się zafundować sobie taką przejażdżkę i oczywiście wybrałam opcję nr 2 - na grzbiecie. Muszę przyznać, że byłam przerażona, ale bardzo mi się podobało. Trochę to mniej komfortowe niż na koniu, ale warto. jechało nas troje na trzech 'taksówkach' i tylko jeden przewodnik. Pozostała dwójka była raczej mocno nieletnia, więc pan ich asekurował, a mój osiołek po prostu szedł sobie za nimi i wszystko by było ok, gdyby nie to, że był chyba głodny bo zatrzymywał się co chwilkę przy donicach z kwiatami, żeby sobie 'skubnąć' listek, czy dwa, a potem podbiegał dogonić resztę. Niemniej jednak podobało mi się i chętnie bym to powtórzyła.

Moje plany na dziś uległy zmianie, więc Nerja jest moim planem na jutro. Mam nadzieję, że w końcu zobaczę te jaskinie. ;)


wtorek, 6 grudnia 2016

"Wyjeżdżam 6:02..."

... tak śpiewał Sławek Wierzcholski i taki mam właśnie plan na jutro. Dokładnie 6:02 odjeżdża mój pociąg i mam nadzieję, że pomimo strajków uda mi się go złapać o czasie, a nie jak miesiąc temu, po 40 minutach opóźnienia.


W ramach ostatnich zakupów udało mi się zdobyć dwa ciekawe gadżety:

1. składana szczoteczka do zębów.
Ja zawsze mam problem z tymi plastykowymi pudełeczkami podróżnymi, albo je gubię, albo zapominam o nich w ogóle, po czym moja szczoteczka ląduje zawinięta w ręcznik. tym razem mam składana szczoteczkę, której rączka służy również za takie pudełeczko.








2. "Body wallet".
Ci z Was, którzy oglądali "Eurotrip" mogą pamiętać taki właśnie body wallet, w który zaopatrzył się Janie. Ten, który ja mam jest w jasnym kolorze i zrobiony z delikatnego materiały, który nie podrażnia skóry w trakcie noszenia go pod ubraniem. Jest niewielki i dyskretny, przy czym robi się bardzo użyteczny dla kobiet backpackerek. Warto rozważyć.


Kończę się
pakować i jutro o poranku ruszam w drogę. Przygodę czas zacząć!!

czwartek, 1 grudnia 2016

Próba aparatu

Postanowiłam zamieścić zdjęcia ze wczorajszego spaceru po klifie. Wyszło całkiem nieźle, ale jeszcze muszę poćwiczyć.😃