środa, 30 listopada 2016

Sprzęt fotograficzny w końcy skompletowany!!

Odebrałam właśnie upragniona paczkę z ostatnimi (jak dotąd) gadżetami do aparatu. Przyszło kilka ciekawych rzeczy:
  • torba na aparat
  • szczoteczka do czyszczenia obiektywu
  • ściereczka do soczewek
  • folia na wyświetlacz

Myślę, że jak na razie wszystko mam.
Dziś pogoda nam dopisuje, a ja szczęśliwie mam dzień wolny, więc mam zamiar skorzystać z okoliczności i wypróbować aparat po raz kolejny przed wyjazdem. Muszę mieć pewność, że uroki Andaluzji będą dobrze uwiecznione i też będziecie się mogli nimi cieszyć razem ze mną.
Uciekam strzelić kilka fotek zanim się ściemni.
Miłego dnia :)

poniedziałek, 28 listopada 2016

A może by tak pisać dla gazet?

Wykorzystując fakt, że Andaluzja to "ojczyzna" flamenco, mam zamiar wykorzystać mój wyjazd i napisać artykuł, a potem spróbować go sprzedać kolorowym magazynom jako freelancer. W ten sposób mogłabym pracować niezależnie i (jak na razie) utrzymać stałą pracę, a to może być pierwszy krok do zarabiania w podróży.
Tak na prawdę jeszcze nie jestem na sto procent przekonana co do tematu artykułu i możliwe, ze w ogóle się on zmieni, jeśli natknę się na coś ciekawszego, ale jest to pewnego rodzaju punkt wyjściowy, bo zawsze najtrudniej zacząć...
Wiecie, czasem mam takie przeczucie, taką kulminację intuicji, która karze mi skoczyć w ogień i spróbować. Pomimo, że często wszystko wskazuje na to, że plan jest spalony, to jakoś i tak zawsze udaje mi się spaść na cztery łapy. teraz też mam taki moment, takie silne przeczucie, które prawie fizycznie mnie popycha do przodu, żeby spróbować, a doświadczenie mi mówi, że trzeba z tego skorzystać.

W moim wieku najwyższy czas się nauczyć, ze marzenia same się nie spełniają; trzeba je gonić z całych sił, a gdy jest się wystarczająco blisko nie bać się wyciągnąć ręki po wygraną, bo przecież sami sobie na to zapracowaliśmy i się nam należy!
No a przecież, jeśli nie ryzykujesz, nie wygrywasz. :)
Buziaki!

niedziela, 27 listopada 2016

Zarabianie w podróży - jak nie umrzeć z głodu :P


  1. WWOOF - praca na organicznych farmach na krótki okres w zamian za nocleg i wyżywienie.
  2. workaway.info, praca.gov.pl, helpX.net - czyli dorywcze prace oferowane przez pracodawców na całym świecie
  3. To ciekawe :) czytała jeden artykuł na podobny temat i znalazłam wzmiankę o roli w bollywoodzkich filmach, gdzie biali podobno są "w cenie", nawet jako statyści - interesujące i raczej nie do wykluczenia... (To nie jest tak, że się nie przygotowuję - nawet wyjazd "na wariackich papierach" trzeba zaplanować)
  4. Pilot wycieczek - to brzmi jako już bardziej zaawansowana opcja
  5. HIPIS! WOOOAH! Ręcznie robiona biżuteria! rysunki! malowanie twarzy! zawsze coś się znajdzie :)
  6. Freelancer - czasopisma, nie tylko te stricte podróżnicze, mogą być zainteresowane artykułem z części świata w której akurat się znajdujesz, nawet jeśli na początku nie jest to National Geographic, to może zwykłe pisemko dla pań domu kupi artykuł z ciekawostkami o kraju, który akurat zwiedziłaś... :)
  7. Nauczyciel angielskiego, opiekunka do dzieci i starszych - warto się rozejrzeć, jeśli planujesz zostać na trochę dłużej, a może akurat dach nad głową i coś do jedzenia to to czego akurat najbardziej Ci potrzeba, a ten rodzaj pracy często idzie w parze.
Warto się rozejrzeć i popytać miejscowych, ktoś zawsze coś będzie wiedział, ale trzeba nastawić się na elastyczność. :)

10 dni przed lotem do Hiszpanii

W Hiszpanii nie byłam już prawie trzy lata, a od prawie dwóch jako kolejna emigrantka mieszkam w Anglii.
Mieszkam wraz z moim chłopakiem w pięknej nadmorskiej miejscowości w niedużym domku z salonem i mikroskopijną kuchnią. Mam stałą pracę, którą uwielbiam i stabilizację, o której wielu marzy... no i generalnie mogłoby się wydawać, że nic więcej do szczęścia nie potrzeba, a jednak!
Serce swoje, a rozum swoje!
Cały ten cudowny światek już mnie kłuje w tyłek. Nie chcę rzucać mojej cudownej pracy, w której jestem świetna, i która daje możliwości rozwoju etc. etc., ale problem w tym, że nie wysiedzę w jednym miejscu. Z tego powodu właśnie wyjeżdżam na tydzień do Hiszpanii - całkiem sama i nie do pięciogwiazdkowego hotelu, ale do hostelu. Chcę sprawdzić, czy mów wielki sen o podróży dookoła świata to tylko takie "widzi mi się", czy faktycznie jestem gotowa przemierzyć ziemię bez względu na  trudności i przyjmując to co dzień przynosi...
Jeśli po tym tygodniu stwierdzę, że właściwie hostel to już za dużo i wycieczki all inclusive w pełni mnie zadowalają, to przynajmniej ze spokojną głową będę dalej prowadzić to moje spokojne życie w mojej bezpiecznej skorupce. Jeśli natomiast okaże się, że moja ambicja nie zmalała, a może nawet wzrosła, to postaram się zorganizować i wyruszyć choćby na jakiś czas...
Tym czasem najbliższe dziesięć dni mam zamiar kontynuować moje odświeżanie hiszpańskiego i może akurat za dziesięć lat będę znana jako kolejna Martyna, albo Beata?
Wszystko przed nami!!