wtorek, 3 stycznia 2017

Popołudnie w Eastbourne - molo

Rok mieszkam w Hastings i jeszcze nigdy nie byłam w Eastbourne. Przejeżdżałam tamtędy kilka razy w drodze do Londynu, ale nigdy nie zatrzymałam się na dłużej niż było potrzebne, żeby pasażerowie na stacji kolejowej wsiedli do pociągu. Słoneczny dzień, dodatkowo wolny od pracy skusił mnie do wyjazdu. Tym razem postanowiłam jechać autobusem, który co prawda jedzie prawie drugie tyle dłużej, ale też zapewnia nowe widoki, bo te z okna pociągu znam na pamięć.
Po drodze mijaliśmy kilka mniejszych miasteczek i wiosek, które z okien piętrowego autobusu wyglądają po prostu bajecznie. Pola i łąki, na których pasa się owieczki i kucyki, niskie ceglane domki kryte dachówką, porośnięte mchem i bluszczem sprawiają, że uśmiech sam pojawia się na twarzy.


Kiedy po godzinnej przejażdżce dotarliśmy do celu, pierwsza rzeczą, która rzuca się w oczy jest niesamowita ilość hoteli i pensjonatów ustawionych ciasno jeden koło drugiego wzdłuż głównej grogi biegnącej przy plaży. Można pozazdrościć gościom widoków, kiedy budzą się rano, gotowi do drogi spełniając swoje cele i marzenia.
Autobus zatrzymał się zaraz przy molo, tak różnego od tego nowo otwartego w Hastings. Budynek ustawiony tutaj i brama wejściowa wyglądają tak, jakby przez ostatnie sto lat nikt tu niczego nie zmienił poza odświeżeniem i pielęgnacją oryginalnego wyglądu. Całość wygląda cudownie, zwłaszcza w blasku popołudniowego, zimowego słońca odbijającego się od tafli wody.
Podobnie jest z samą promenadą wzdłuż plaży. Obsadzona palmami i wiecznie zielonymi krzewami, wieczorem oświetlona rzędem wiszących światełek wygląda romantycznie i trochę jak z lat 70 dwudziestego wieku.
Zatrzymałam się w centrum na kawę w jednej z sieciowych kawiarni, w której podali mi chyba najsłodszą gorącą czekoladę jaką kiedykolwiek piłam w moim życiu i tu też w notatniku powstał ten post. Wrócę nad morze i zrobię jeszcze kilka zdjęć, a potem czas wracać do domu.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz